Herezje mrocznorycerskie
obejrzane ::: 2008-08-04 ::: 1050 słów ::: #155
Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.
Mrocznego Rycerza, długo wyczekiwany, kolejny film Christophera Nolana o Batmanie, obejrzałem już w poprzedni piątek. W ciągu minionego tygodnia pisałem powoli pełnowymiarową recenzję z zamiarem opublikowania jej na blogu. Teraz, gdy tekst został już właściwie ukończony, stwierdzam z pewnym niesmakiem, że nie jestem z niego zadowolony i światła wirtualnego ujrzeć mu nie pozwolę. W międzyczasie jednak w Polsce odbyły się pokazy przedpremierowe i do rodzimego Internetu trafiły już pierwsze krótsze i dłuższe teksty poświęcone filmowi. Z niejakim zdziwieniem odkrywam, że moja ocena Mrocznego Rycerza jest trochę bardziej powściągliwa od oceny większości (jeśli nie prawie wszystkich) recenzentów, ponieważ dostrzegam w najnowszym dziele Nolana kilka wad, których inni wydają się w ogóle nie zauważać. Czy to ja smęcę bez potrzeby, czy też pozostali dali się na całego porwać batmanomanii -- trudno powiedzieć. Swoje przysłowiowe trzy grosze chciałbym jednak wtrącić i zrobię to tak, jak w przypadku czwartego Indiany Jonesa: W punktach i bardzo konkretnie (ale tym razem bez jakichkolwiek spojlerów). ...
- Powiedzmy to od razu. Mroczny Rycerz jest filmem fajnym. Jest filmem bardzo fajnym. Jest największym wakacyjnym hitem i prawdopodobnie najlepszą wysokobudżetową produkcją tego roku. Jest znakomicie wyreżyserowany przez Christophera Nolana, posiada świetne tempo i wciągającą, bogatą w wątki fabułę. Jednak podnieśmy się wreszcie z kolan i zauważmy, że nowy Batman posiada dwie wady, które co prawda ulegają liczebnie zaletom, ale i tak okazują się znaczące.
- Po pierwsze, Aaron Eckhart, odtwórca roli prokuratora okręgowego Harveya Denta. Nie przeczę, że od strony warsztatowej trudno mu cokolwiek zarzucić. Eckhart gra poprawnie. Właśnie -- tylko poprawnie. Czy nikt inny poza mną nie widzi, że w porównaniu z Balem, Cainem, Oldmanem, Freemanem, Gyllenhaal (w mniejszym stopniu) oraz przede wszystkim Heathem Ledgerem (o Ledgerze za chwilę) brak mu ekranowej charyzmy? Fryzura a'la Robert Redford to trochę za mało, by aktor w pełni absorbował uwagę widza. I nie byłoby o czym mówić, gdyby Dent był tylko postacią drugoplanową. Ale nie jest. To w założeniu najtragiczniejszy i jeden z najważniejszych bohaterów filmu, być może ważniejszy od samego Batmana (na to, że w nowym Batmanie jest za mało Batmana, też się za chwilę poskarżę). Postać Harveya została jednak ze szczętem zdominowana przez głównego "złego", Jokera. Chyba nie tak miało być, bo nawet sam Nolan przyznał, że Mroczny Rycerz jest bardziej opowieścią o tym pierwszym niż o tym drugim.
- Po drugie, zakończenie. Rozczarowało mnie podwójnie. Raz, że jest rozciągnięte i brakuje w nim jednego kulminacyjnego punktu. Krzywa napięcia trochę się przez to w finale spłaszcza -- a łatwo dałoby się ją wyostrzyć. Dwa, że ścisłą końcówkę Mrocznego Rycerza wygrano na zbyt patetycznej nucie. Batmana -- Początek zamykała genialna wymiana zdań między porucznikiem Gordonem a Batmanem: -- Nigdy ci nie podziękowałem. -- I nigdy nie będziesz musiał.. Porównajcie ją z sytuacją i z tekstem kończącymi najnowszą część. Obniżka stylu jest baaardzo wyraźna. Jeśli tendencja się utrzyma, następnym razem w ostatnich ujęciach zobaczymy Batmana umierającego wśród powiewających amerykańskich flag i w agonii wygłaszającego pięciominutowy monolog o potrzebie poświęcenia jednostki dla dobra ogółu. Albo coś w tym stylu.
Teraz pora na dwie herezje.
- Herezja mniejsza: Heath Ledger, filmowy Joker, stworzył bez wątpienia najciekawszą kreację w filmie, ale nie jest ona aż tak genialna, że klękajta narody (co usilnie próbuje się nam wmówić w prawie każdej recenzji). Owszem, Ledgerowy Joker to wyrazisty, socjopatyczny badguy o charakterystycznym głosie, postawie i mimice. Aż tyle -- i tylko tyle. Wszystkim układającym peany na cześć przedwcześnie zmarłego aktora zwracam uwagę, że przypadła mu tutaj wielce nietuzinkowa rola maniaka-anarchisty, którego znakiem rozpoznawczym są mordercze "żarty" i niedbały makijaż klauna. Takie role "automatycznie" pozwalają się wyróżnić. Sporo do powiedzenia miała też reżyserska wizja Jokera, różniąca się (na plus) od tej Burtonowskiej sprzed dwudziestu lat. Porównywanie gry Nicholsona do gry Ledgera nie ma zatem sensu, bo choć prawdą jest, że Joker Nicholsona u Nolana by nie pasował, to nie ulega też wątpliwości, że i Joker Ledgera nie nadawałby się w ekranizacji Burtona.
- Herezja większa: Mroczny Rycerz jest summa summarum troszkę gorszy od Batmana -- Początku. Tak, dobrze przeczytaliście. Nie, nie przeszkadza mi to, że jestem jedną z nielicznych osób, które tak uważają. Uzasadnienie? Pomijając niefortunną kwestię zakończenia, w nowym Batmanie jest za mało Batmana. Niewykluczone, że poprzednia część rozpieściła mnie, jeśli chodzi o skoncentrowanie fabuły wokół tytułowego bohatera. Nic jednak nie poradzę na to, że film z 2005 r. przede wszystkim przykuwał uwagę ewolucją Wayne'a ze zwykłego (choć bogatego) obywatela w zamaskowanego obrońcę miasta. Kto oglądał, ten wie, że Nolan z ogranego do znudzenia motywu "od zera do bohatera" zdołał zmontować solidny psychologiczny fundament dla swojego bądź co bądź czysto rozrywkowego filmu. Wewnętrzne dojrzewanie Bruce'a, który symbol własnego lęku zamienił w środek do walki z zagrożeniem dla innych, stanowiło znakomite uzupełnienie tej drugiej, wybuchowo-strzelankowo-pościgowej części filmu.W Mrocznym Rycerzu owego rozwoju głównej postaci bardzo brakuje. Jasne, zdaję sobie sprawę, że Wayne stał się już Batmanem i trudno oczekiwać, by druga część opowiadała o tym samym, co pierwsza. Widzę jednak wyraźnie, że lukę psychologiczną próbowano zapełnić z jednej strony rozterkami moralnymi naszego bohatera ("czy wolno walczyć z bezprawiem samemu będąc poza prawem?"), a z drugiej tragizmem postaci Harveya Denta. Niestety, nie wyszło to tak dobrze jak trzy lata temu. Na Aarona Eckharta już się żaliłem. Christian Bale z kolei nie pojawia się na ekranie wystarczająco często, byśmy zdążyli przejąć się na poważnie dylematami Bruce'a.
Czy polecam Mrocznego Rycerza? Ależ jak najbardziej! Sam zresztą spróbuję wybrać się na niego do kina po raz drugi, a jak dotąd tylko raz byłem dwukrotnie w kinie na tym samym filmie (uściślając, na Mrocznym widmie, ale nie dlatego, że bardzo chciałem, tylko dlatego, że tak wyszło). Nolan znów serwuje nam wyśmienicie zrealizowane kino rozrywkowe. Reżyser unika eksperymentowania z konwencją filmu o superbohaterze, ale też kurczowo się jej nie trzyma i w pierwszą połowę swojego dzieła wplata elementy typowe dla kina sensacyjnego. Na ekranie dzieje się bardzo dużo, nudy nie uświadczymy tu nawet przez sekundę. Mroczny Rycerz aż kipi od dynamiki, lecz jest to dynamika najlepszego sortu, taka, przy której widz bezproblemowo ogarnia mnogość wydarzeń. W rękach mniej sprawnego reżysera film mógłby przypominać chaotyczną mieszaninę różnorakich pomysłów fabularnych, ale u Nolana wartką akcję chłonie się bez jakichkolwiek zastrzeżeń. Krótko mówiąc, Mroczny Rycerz to kawał wspaniałej filmowej roboty, co nie zmienia faktu, że na pierwsze miejsce na superliście IMDB nie zasługuje (ale chyba już tam zostanie, pokonując Skazanych na Shawshank i Ojca chrzestnego). Choćby dlatego, że Batman -- Początek jest dopiero na setnym.
Komentarze
Misiolak (2008-08-05 00:08:33)
Największym wakacyjnym hitem i prawdopodobnie najlepszą wysokobudżetową produkcją tego roku będzie Hellboy, na którego idę już jutro :D
Borys (2008-08-05 01:08:17)
A "WALL-E" Ci się podobał? :)
JCF (2008-08-05 23:08:50)
Przeczytałem kilka recenzji i Twoja notka jest dobrym ich uzupełnieniem. Osobiście, "Batman: Początek" nie zachwycił mnie jakoś specjalnie, może z powodu mojego podejścia do filmu jako typowego przedstawiciela kina akcji. Tym razem wiem, mniej więcej, czego oczekiwać - odezwę się już po seansie.
Misiolak (2008-08-06 15:08:13)
Dobra, pomyliłem się co do Hellboya. :(WALL-E - bardzo fajny w części postapokaliptycznej, trochę gorzej w space operze. W skrócie - nie jest źle. Lekka komedia romantyczna.
Borys (2008-08-06 19:08:16)
Misiołaku, idź do jakiegoś londyńskiego IMAX-a na TDK. Jeszcze nie jest za późno. :)
LordThomas (2008-08-13 10:08:32)
Raz, ze Dark Knight jest na 3 miejscu w IMDB.Dwa, ze Poczatek wcale nie byl lepszy. Razilo mnie tam wladowanie kultury wschodu. Batman to wyraznie czesc kultury zachodniej, utrzymana (w zalorzeniu) w mrocznym klimacie gotyckim. Madrosci mistrzow zen srednio do tego pasuja.Trzy, ze niektore popisy Batmana byly niepotrzebne i wzbudzaly raczej smiech, a nie podziw (np. zawracanie motocyklem przez wjechanie na sciane). Film zasadniczo jest powazny zeby nie powiedziec mroczny i takie akcje psuja klimat, a przeciez nic nie wnosza.
Misiolak (2008-08-13 11:08:26)
Jak to nie wnoszą? Dzięki takiej akcji możesz później kupić figurkę Batmana wjeżdżającego na ścianę.
Seji (2008-08-13 21:08:43)
Borysie, zgadzam sie.Film to swietny, ale nie wyszedlem ze szczeka do pasa. Joker doskonaly, efekty cudne, ogloda sie dobrze. Ale... ale zabraklo wisienki na torcie.
Borys (2008-08-23 12:08:04)
Przedwczoraj byłem w kinie drugi raz na "TDK". Wnioski:- Film troszkę traci za drugim podejściem, bo choć fabuła nadal gna szybko, to wiadomo już, co wydarzy się za chwilę. A końcówka rzeczywiście jest słaba.- Bardziej doceniłem postać Jokera, ale nawet nie tyle dzięki umiejętnościom aktorskim Ledgera (które nadal oceniam wysoko, ale nie na kolanach), co za sprawą dialogów i scenariusza. Joker jest w "TDK" w szczególny sposób nieludzki, jawi się bardziej jako ucieleśnienie anarchii i chaosu aniżeli "zwyczajny" badguy. Tak, wiem, że odkrywam to, co inni zauważyli już wcześniej... ale lepiej późno niż wcale. :)- Yes indeed, Aaron Eckhart skiepszczył sprawę. I dlaczego poparzenia Dwóch Twarzy są komputerowe? Zwykła charakteryzacja byłaby dużo lepsza. Mogli zatrudnić specjalistów ze Świtu żywych trupów.- Subtelnie rozegrano trójkąt Rachel-Bruce-Harvey. Fajny jest moment, w którym Alfred chce dać Bruceowi list od Rachel, ale po krótkiej rozmowie z nim rozmyśla się i zabiera kopertę ze sobą, a potem ją spala.- Najlepsza scena w filmie to chyba rozmowa Jokera z Dwiema Twarzami w szpitalu.- Lekko rozczarowała mnie scenografia. Gotham City w "TDK" to już zupełnie zwyczajne, współczesne miasto bez żadnych futurystycznych nutek. W "BB" trochę kolorytu wprowadzała tamta kolejka.Originally posted by Lord:
No ale Bruce musiał się gdzieś wyszkolić, zanim stał się Batmanem. Wolałbyś, żeby ćwiczył u Chucka Norrisa? :) Poza tym ów "mroczny klimat gotycki" to chyba tylko licentia poetica Tima Burtona, "Batman" per se wcale nie jest gotycki.LordThomas (2008-09-01 10:09:07)
No wiesz, mógł ćwiczyć u ostatniego templariusza w którejś z wiekowych metropolii europy. Wtedy byłby mrocznym rycerzem bo teraz to co najwyżej mroczny samuraj :)A scena rozmowy Jokera z Dwie Twarze to najgłupszy fragment filmu. Dwie minuty gadki i nagle taka zmiana nastawienia prokuratora. Dziwne to było.
Borys (2008-09-02 00:09:32)
Originally posted by Lord:
Ale wtedy to nie byłby już Batman, tylko Masonman. :)Originally posted by Lord: Jak widać kwestia gustu. Dla mnie to była świetnie wygrana scena. Zgadzam się, że jej "założenie" -- przemiana prokuratora -- jest mało wiarygodna, ale ja akurat zawiesiłem niewiarę na kołku. :)mwisniewski (2008-09-02 12:09:03)
Wczoraj widziałem ten film już po raz trzeci i... "Mroczny rycerz" jest naprawdę dobry, skoro znowu nie nudziłem się na nim ani przez chwilę. Odniosę się do odgrzewanych wrażeń Borysa:"Film troszkę traci za drugim podejściem, bo choć fabuła nadal gna szybko, to wiadomo już, co wydarzy się za chwilę."Chyba wszystkie filmy mają to do siebie, że oglądając je kolejny raz... wiemy, co będzie się działo. Za to Joker za trzecim razem smakuje jeszcze lepiej, niż za pierwszym i drugim. ;)"A końcówka rzeczywiście jest słaba."Oj, jest. Niestety, to najbardziej skiepszczony fragment filmu. Trzygodzinny Batman aż prosi się o wielki finał z fajerwerkami. A dostajemy jakąś patetyczną papkę dla dzieciaków. "Najlepsza scena w filmie to chyba rozmowa Jokera z Dwiema Twarzami w szpitalu."Tutaj przychylam się jednak do zdania Tomka - gadka Jokera jest świetna, bo on generalnie ma świetne teksty, ale scena jako scena troszkę ssie. Przemiana Harveya jest kompletnie niewiarygodna. "Lekko rozczarowała mnie scenografia. Gotham City w "TDK" to już zupełnie zwyczajne, współczesne miasto bez żadnych futurystycznych nutek."E tam, nutki były. Choćby sala konferencyjna w budynku Wayne Enterprises ze stołem na jakieś kilkaset osób, "dział naukowy" w tymże, czy podziemna pracownia Brucea w dokach.
Borys (2008-09-02 18:09:47)
Originally posted by Law:
Nie do końca. Niektóre filmy są tak napisane i nakręcone, że oglądając je za drugim (rzadziej: za trzecim razem) odkrywa się nowe fabularne "smaczki". "TDK" nie jest jednym z nich. A ja zabawię się w adwokata diabła (czy raczej adwokata prokuratora :)). Harvey _nie_ przemienił się wcale wskutek wizyty Jokera. Odbiło mu dlatego, że zginęła Rachel, a on sam został okaleczony -- a nie dlatego, że dwie minuty pogadał sobie z wymalowanym psychopatą. Ten ostatni przekonał go jedynie, że zemsta będzie fajniejsza, jeżeli jej celem stanie się całe Gotham. A że mu się udało? Przede wszystkim należy to tłumaczyć charyzmą Jokera, a także tym, że Harvey rzucił monetę. "You live. You die". No i Jokerowi się poszczęściło... To się nie liczy. Miałem na myśli jakieś architektoniczne elementy miasta widoczne "z zewnątrz".