Wyspa Arran
staż w uk ::: 2008-07-12 ::: 750 słów ::: #152
Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.
Wyspa Arran (Isle of Arran), położona tylko 70 km na południowy-zachód, ale aż dwie godziny drogi pociągiem i promem od Glasgow, jest opisywana jako "Szkocja w miniaturze" i "klejnot w turystycznej koronie Szkocji". Spędzony na niej weekend dość hardo się z tą tezą obszedł. Bo i owszem, widoki były piękne, ale okazało się, że aby ów klejnot zalśnił, spełnione muszą zostać dwa warunki:
- ładna, słoneczna pogoda (o którą w Szkocji niełatwo)
- zamiłowanie turysty do łażenia po górach
W przeciwnym razie na Arran będziemy albo moknąć, albo się nudzić. Pospiesznie jednak ucinam swoje narzekanie, bo nie chciałbym upodobnić się do czwórki rodaków, którzy siedzieli obok mnie w autobusie jadącym na wyspie z Brodick do Lochranzy i na przemian komentowali "chujowość dróg" tudzież "stada zasranych owiec". Przejdźmy więc do rzeczowego opisu.
Wyspa Arran, zwana w języku gaelickim Eilean Arainn, położona jest przy zachodnim wybrzeżu Szkocji nieopodal Glasgow, w Firth of Clyde, szerokim ujściu rzeki Clyde. (Firths to charakterystyczne dla Szkocji formacje wodne, coś pomiędzy fiordem a zatoką). Arran jest długa na trzydzieści i szeroka na piętnaście kilometrów. Mieszka tutaj niewiele ponad 5000 ludzi. Środkową część wyspy zajmują góry, toteż wszystkie wioski leżą na wybrzeżu. Zaszczytne miano "stolicy" przypada Brodick, gdzie kilka razy dziennie (przynajmniej latem) przypływa prom z Ardrossan. Największym skupiskiem ludzi na wyspie jest jednak oddalony o kilka kilometrów na południe Lamlash. Obie miejscowości liczą odpowiednio 600 i 1000 mieszkańców, co daje pojęcie o ich niewielkich rozmiarach.
Co turysta ma do roboty na Wyspie Arran? Pominąwszy wspinaczkę na Goat's Fell, najwyższy szczyt na wyspie (874 m n.p.m.), wędrowanie po pozostałych górach oraz wzdłuż klifów, wypatrywanie fok i orłów (na Arran mieszkają dwa) oraz bezustanne podziwianie nadzwyczaj malowniczych widoków -- niewiele. Od razu zastrzegam, że ja naprawdę nie jestem aż tak leniwy jak sugeruje poprzednie zdanie. Z przyjemnością połaziłbym po Arran i popstrykał fotki, gdyby tylko dopisała pogoda. Jednakże ze względu na lejące się z nieba strugi deszczu połączone z brakiem obuwia i ubioru o odpowiednio wysokim wskaźniku wodoszczelności, musiałem odpuścić.
Wędrówki w terenie można urozmaicić odwiedzinami w kilku miejscach -- przede wszystkim w Arran Distillery, czyli lokalnej gorzelni. Pochodząca stamtąd whisky cieszy się bardzo dobrą opinią, choć gorzelnia do starych wcale nie należy. Destylarnię zbudowano na wyspie w 1995 r,, gdy wydział geologii Uniwersytetu w Glasgow stwierdził, że właśnie na Arran znajduje się najczystsza woda w całej Szkocji (dokładniej: w jeziorze Loch na Davie). Oczywiście, wcześniej także produkowano na wyspie alkohol, lecz czyniono to bez koncesji. Arran Distillery jest pierwszą legalną gorzelnią na wyspie od ponad 150 lat.
Na Arran do zwiedzenia są też dwa zamki: w Brodick i w Lochranzie. Obejrzenie od wewnątrz tego pierwszego kosztuje około dziesięciu funtów. Zdążyłem się już przekonać, że o ile wstęp do bodajże wszystkich muzeów w Szkocji jest darmowy, o tyle za podziwianie swoich zamków tubylcy każą sobie słono płacić. Z kolei zamek w Lochranzie jest dostępny za darmo, ale jako że składa się on obecnie z samotnej, pojedynczej, zrujnowanej baszty, nie należy cieszyć się przedwcześnie. Co prawda niektórzy starają się podnieść rangę tego obiektu twierdząc, iż był on pierwowzorem dla zamku z komiksu z Tintinem pt. The Black Island, jednak znawcy Tintina odpowiadają, że to bzdura.
Nieopodal zachodniego wybrzeża Arran natrafimy na monolity Machrie Moor wywodzące się z czasów neolitycznych. Gdzieś na wyspie -- lecz nie ustaliłem dokładnie gdzie -- znajduje się również jaskinia św. Molio (Molia?) z naściennymi napisami w wymarłym języku piktyjskim. Ostatnią z ważnych atrakcji Arranu stanowi Święta Wyspa (Holy Isle) leżąca nieopodal wspomnianego Lamlash. Już w szóstym wieku zamieszkiwał tam mnich-pustelnik, niejaki św. Molaise (Molazy? jak widać nie radzę sobie najlepiej z tłumaczeniem i odmianą imion świętych). Obecnie rezydentami wysepki są członkowie Społeczności Buddyjskiej Samyé Ling oraz kilka zakonnic. Te ostatnie raczej izolują się od świata, natomiast buddyści są całkiem gościnni, chociaż chętniej widzieliby u siebie uduchowionych, spragnionych medytacji wędrowców aniżeli zwyczajnych turystów uzbrojonych w obiektywy.
Konkludując, Wyspa Arran jest bez wątpienia miejscem urokliwym, ale osoby nie pasjonujące się górskimi wędrówkami, niech nie czują się w obowiązku wpisania jej na swą listę "to see in Scotland". Miano "klejnotu w turystycznej koronie Szkocji" to gruba przesada, bo taki Edynburg jest bez dwóch zdań fajniejszy -- chyba że ktoś bardzo nie lubi miast. Brzydka pogoda sprawiła, że uważam swój wyjazd na Arran za niewypał, bo zwiedzanie wyspy skończyłem w zasadzie na gorzelni i pubie. Pocieszył mnie jednak, w rzadkim dla niego przypływie dobroduszności, Lord Thomas. Faktycznie, mało który Polak przebywający w UK może powiedzieć, że pojechał na Arran tylko dla kilku piw. I tego stwierdzenia będziemy się trzymać.
Komentarze
PGobi (2008-07-12 12:07:54)
Dla mnie to to zupelnie jak Bieszczady wyglada (no moze troche lasu w nizszych partiach by sie przydalo). Ale generalnie lyse, niskie, ciagle pada... :)
Misiolak (2008-07-13 21:07:55)
Nad Dunajcem świeciło słońce i też się skończyło na paru piwach :P
mwisniewski (2008-07-19 17:07:56)
Skończyłeś w gorzelni i w pubie i wyprawę uważasz za niewypał?Tak czy siak, robi się coraz ciekawiej. Tu komiksy, tam buddyści... :P
Agatta (2012-06-14 14:06:07)
Hm... ciekawe. Ja każdego dnia się zachwycam, a jestem na Arran już 3 tygodnie.Widoki zapierające dech; po jednej stronie zielone wzgórza, po drugiej lśniąca woda, za wodą kolejne wyspy we mgle... Autobus objeżdżający całą wyspę pozwala patrzeć i patrzeć i dziwić się, że dotąd mieszkałam w mieście! Nie wiem czy chcę wracać:)Ja widocznie mam szczęście do Szkocji, bo tylko raz porządnie zmokłam (przemoczone spodnie i buty), a i tak czułam radość, że właśnie wracam z długiego spaceru, gdzie byłam tylko ja i przyroda i Kings Cave. Nota bene - wczoraj zaliczyłam 3-godzinną wycieczkę kamienistą plażą, poprzez krzaki z paprociami i tysiącem bąków brzęczących w różowych kwiatkach, podczas której nie spotkałam ani jednej osoby! Buty przemokły od błota, ale... kto lubi włóczęgi, zawsze będzie je lubić.A poza tym... kto jedzie do Szkocji bez nieprzemakalnych ubrań? Ja już wiem, że muszę zamienić dżinsy na coś bardziej przeciwdeszczowego.Tutaj jest wielu łaziorów, w tym wielu starszych ludzi. Mają odpowiednie buty, spodnie, kurtki, pokrowce na plecaki i zwiedzają z buta całą wyspę. Też zamierzam:)Piękne miejsce.
Borys (2012-06-17 17:06:45)
Cóż, ja byłem widocznie nastawiony na zwiedzanie intensywne, a topologia terenu i pogoda takiemu modus operandi nie sprzyjały. :) Dzięki za komentarz.