Blogrys

Z Archiwum X

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.

Na całe szczęście NIE mogę powiedzieć, że wychowała mnie telewizja. Jest jednak kilka seriali, które zawsze już będą kojarzyły mi się z dzieciństwem. Przed dziesiątym rokiem życia z wypiekami na twarzy oglądałem kolejne odcinki Kapitana Tsubasy i MacGyvera. W wieku wczesnonastoletnim natomiast ogromny wpływ popkulturowy wywarło na mnie Z Archiwum X, które TVP2 emitowała od marca 1996. Dziś, po latach, zarówno Kapitan Tsubasa jak i MacGyver wydają się strasznie naiwne. Oczywiście nie zadaję sobie pytania "jak ja mogłem to kiedyś oglądać?", bo przecież wiadomo, że dzieciństwo ma swoje prawa i przywileje. Człowiekowi robi się tylko przykro, gdy uświadamia sobie, że to nie seriale się zestarzały, a on sam.

Ale przecież jest jeszcze Z Archiwum X, najbardziej kultowa produkcja telewizyjna wszech czasów. Serial, który w wieku 23 lat ogląda mi się równie wybornie, co przeszło dekadę temu. A nawet lepiej -- bo bez lektora.
...



Seji oddał już bałwochwalczą cześć The X-Files w notce blogowej sprzed miesiąca. W moim przypadku było mniej więcej tak samo jak u niego -- najpierw fascynacja "onymi" i zjawiskami paranormalnymi, a potem przypadkowe obejrzenie pierwszego odcinka Z Archiwum X na Dwójce (zacząłem chyba od Shadows). I wsiąkłem. A w międzyczasie (a może i na samym początku całej UFO-przygody?) pojawiła się wspaniała strategia pecetowa UFO: Enemy Unknown, która dołożyła swe trzy grosze do mojej interpretacji pojęcia "obcy". Pamiętam, że w czwartej czy piątej klasie podstawówki omawialiśmy powieść Jurgielewiczowej pt. "Ten obcy". Dopóki nie wiedziałem, o czym to jest, dopóty mój entuzjazm był ogromny. Niestety, Zenek nie okazał się ani szarakiem, ani floaterem...


Seji może już pochwalić się kompletem The X-Files stojącym na półce. Ja, ze względów, nazwijmy je cłowo-podatkowymi (Norwegia nie jest członkiem UE), posiadam na razie trzy pierwsze sezony. Odcinki oglądam bez pośpiechu, delektuję się przygodami duetu Mulder & Scully oraz powolnym rozwojem fabularnej mitologii. Poniżej dzielę się wrażeniami wyniesionymi z pierwszego sezonu, ale najpierw chciałem odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Z Archiwum X jest serialem tak dobrym.

Chciałem -- ale nie zrobię tego. Nie potrafię. Nie znam odpowiedzi. Może chodzi o tematykę. Może o prostotę konstrukcyjną: dwójka agentów FBI tropi paranormalne zjawiska. Może o sposób podania -- w gruncie rzeczy na poważnie, ale z dużą ilością ironii i sympatycznych mrugnięć okiem do widza. Może o charyzmatycznych odtwórców głównych ról (okej, Gillian Anderson jest zdecydowanie mniej charyzmatyczna od Davida Duchovny'ego, ale Dana Scully w doskonały sposób uzupełnia Foksa Muldera). Może o zręcznie ułożone scenariusze poszczególnych odcinków. Może o muzykę Marka Snowa. Może o to, że motywem przewodnim serialu jest starcie wiary z rozumem. Może o to, że my wszyscy chcemy czasem uwierzyć.

Albo po prostu -- o wszystko naraz.

* * *


Co zwraca uwagę w The X-Files "po latach"? Przede wszystkim, bo już w Pilocie, rzuciła mi się w uszy muzyka Snowa. Motyw przewodni serialu, z charakterystycznym sześcionutowym gwizdem, rozpoznają chyba wszyscy. Faktem jest jednak, że ścieżka muzyczna ilustrująca serialowe wydarzenia jest ogólnie znakomita. Co prawda Mark Snow rozkręcił się (podobnie jak reżyserzy, scenarzyści i aktorzy) dopiero w drugim sezonie, ale już w pierwszym niepokojące dźwięki płynące z syntetyzatora świetnie radzą sobie z budowaniem nastroju tajemnicy.


Następnie mamy dialogi. Eksfajlowe wymiany zdań -- głównie te pomiędzy Mulderem a Scully, ale nie tylko -- to mistrzostwo wśród seriali. Nie uświadczymy tu żadnego lania wody. Dialogi z The X-Files albo raźno pchają akcję w pożądanym kierunku, albo służą do budowania relacji między postaciami. Oczywiście, każdy prawdziwy sceptyk powie, że nie ma się czym zachwycać, bo filmowe dialogi zawsze służą jednemu lub drugiemu. Rzecz jednak w tym, że tych z X-Files "dobrze się słucha" nie tylko za pierwszym, ale także za drugim i za trzecim razem, gdyż zawsze wypełnione są treścią -- czego niestety w przypadku wielu innych produkcji powiedzieć się nie da. Koniecznie trzeba również wspomnieć o żarcikach słownych, od których roi się w eksfajlowych rozmowach. W tej dyscyplinie przoduje Mulder i nie bez powodu owe żarciki zostały nazwane przez fanów mulderyzmami.

-- W tym się coś kryje, Mulder.
-- Od lat to mówię.

-- Zastępca prokuratora chce wiedzieć, co tu się, do cholery, dzieje.
-- Powiedz mu, że mamy prawdziwego, żywego neandertalczyka na gigancie.


Kolejne spostrzeżenie: Kilka odcinków pierwszego sezonu wyraźnie nawiązuje do znanych filmów fabularnych. To już niekoniecznie zaleta, ale wytknięcie palcem bynajmniej też nie. Scenarzyści najwidoczniej na początku nie do końca ufali własnej wyobraźni i szukali oparcia w znanych pomysłach. Summa summarum. wyszło to serialowi na dobre, bo "nawiązujące" odcinki wyróżniają się na plus. I tak Shadows to Uwierz w ducha (tyle że w mroczniejszym odcieniu i bez Whoopi Goldberg), Ice to wypisz-wymaluj Carpenterowskie Coś, Beyond the Sea wykorzystuje motyw z Milczenia owiec, a Roland przypomina trochę Kosiarza umysłów.


Wreszcie kilka słów o poszczególnych epizodach. Najpierw lakonicznie: Wszystkie są świetne, wszystkie ogląda się wyśmienicie. W końcu drugie imię premierowego sezonu każdego serialu brzmi "świeżość pomysłu". I chociaż, wbrew poglądom nieżyczliwych, The X-Files nigdy nie przeskoczył rekina (nie należy mylić przeskakiwania rekina z naturalną ewolucją postępującą z serii na serię), prawidłowość dotycząca "świeżości" tyczy się oczywiście także The X-Files.

Zarazem nietrudno wskazać dwa najlepsze odcinki pierwszego sezonu: wspomniane już Ice i Beyond the Sea. Ice to trzymający w napięciu survival horror, w którym Mulder i Scully walczą o przetrwanie w stacji badawczej w odludnym rejonie Alaski. Natomiast Beyond the Sea to mroczna (nawet jak na standardy serialu) historia o gorączkowym poszukiwaniu psychopatycznego mordercy przy pomocy wskazówek udzielanych przez innego psychopatę, oczekującego w więzieniu na karę śmierci (nie bez powodu mówiłem o podobieństwie do Milczenia owiec).


Innym, zasługującym na uwagę odcinkiem, jest Gender Bender, ponieważ... do końca nie wiadomo, o co tam chodzi; bohaterowie nie przedstawiają żadnej teorii, która wyjaśniałaby wszystkie niezwykłe fakty. W pamięć zapada ostatnie ujęcie, w którym Mulder i Scully stoją bezradnie pośrodku... zresztą, zobaczcie sami. Do must-see pierwszego sezonu należą również: Pilot (gdzie wszystko się zaczyna), Deep Throat (debiut pierwszego informatora Muldera), dylogia Squeeze i Tooms (z morderczym mutantem Toomsem, jedną z serialowych ikon), Conduit (ze względu na wzruszający epilog w pustym kościele), Fallen Angel (poszukiwania Obcego, który przeżył katastrofę UFO), Young at Heart, E.B.E. (pierwszy mitologiczny odcinek z prawdziwego zdarzenia) oraz The Erlenmeyer Flask (odcinek kończący pierwszy sezon). Rzecz jasna, powyższa lista nie ma większego sensu bytu, bo jeżeli obejrzycie wymienione przeze mnie odcinki, będziecie chcieli zobaczyć także wszystkie pozostałe.

I słusznie.

A dzięki przewodnikowi po pierwszym sezonie pochodzącemu ze znamienitego magazynu Secret Service na pewno się nie pogubicie.







Komentarze

Seji (2008-03-21 23:03:40)

Gender Bender jest swietny. Zaczyna sie niewinnie a potem... Ech. Jeden z moich ulubionych odcinkow. :)

Drozdal (2008-03-22 01:03:18)

Mnie zawsze bardzo podchodził sposób w jaki serial malował dwójkę głównych bohaterów - sceptycym Scully (czasem wręcz zachaczający o przekorę) oraz nerdowską otwartość na wszystkie nawet najbardziej niedorzeczne pomysły Muldera. Wydaje się że przełożeni z premedytacją zrobili tą dwójkę partnerami - aby się zagryźli ;)A co do skanu z SSa to nie ma toj recka soundtracku do Wipeouta 2097. Ostatnio miałem okres słuchania Future Sound of London - i Dead Cities jest świetne. Nie powiem, że broni się przed próbą lat, ale ma w sobie taki mdły nastrój cyberpunkowego zrezygnowania.

Seji (2008-03-22 08:03:41)

Przelozeni wyslali Scully, zeby Muldera szpiegowala i zdyskredytowala jego prace. Odswiez sobie pilota. :)

Borejko (2008-03-22 13:03:25)

"Mnie zawsze bardzo podchodził sposób w jaki serial malował dwójkę głównych bohaterów - sceptycym Scully (czasem wręcz zachaczający o przekorę) oraz nerdowską otwartość na wszystkie nawet najbardziej niedorzeczne pomysły Muldera."To kontrast który fajnie wypada na sesjach RPG, pomimo że skojarzenia są cały czas z Arch. X.No i jeszcze przecie po Archiwum pozostał kawał w postaci:Skąd masz mój numer telefonu???Z Archiwum X Ty (wstaw odpowieniego dziwoląga)!!!.

Drozdal (2008-03-22 13:03:36)

Ok Seji masz pewn rację, ale i tak t niezykle sprytny zbieg ze strony scenarzysty. Niezmiernie ułatwiający życie.A dowcip dobry panie Borejko ;)

DeckardPL (2008-03-22 20:03:26)

Truth & Light wymiata (a obecne soundtracki do seriali mogą się schować - ani McReary ani Edmonson nie potrafią tak budować napięcia, nawet w Loście kompozycje nie wywołują takiego dreszczu).Cóż, ja miałem przyjemność oglądać serial od początku (a ile razy potem powtarzałem serie 1-5, przestałem już liczyć). Niestety nadal nie oglądałem 9tej serii, ale wszystko jest na dobrej drodze.

Staszek (2008-03-25 07:03:44)



Sentyment...!Wakacje mam w miarę wolne, to może cosik obejrzę... Ale "Losta" też miałem obejrzeć rok temu... ;-)

Villain (2008-04-17 12:04:08)

O si, sentyment...W sumie chyba mam ochotę na powrót do Kapitana Tsubasy, jak już wygrzebię się z MASHa (czyli za jakieś pół roku;p) :) zawsze lubiłam Kojiro :)Choć Piłka w grze, tylko ona leciała jak byłam w LO już, była lepsza :)Anyways, dzięki za guten ideen :)