Blogrys

Najlepsze z przeczytanych w 2006

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.

Z pewnym niezadowoleniem stwierdzam, że w minionym roku 2006 nie przeczytałem żadnej Książki Znakomitej. Rzecz jasna, po części sam jestem sobie winien. Mógłbym po prostu porwać się na tytuły powszechnie zachwalane i oklaskiwane. Tym banalnym sposobem raz za razem wpadałby mi w ręce tytuł zasługujący (w moim odczuciu) na biblionetkową ocenę 5/6 lub 6/6. Nie zwykłem jednak z paru powodów tak postępować. Po pierwsze, gdybym, dajmy na to, w przeciągu roku uporał się ze wszystkimi debeściackimi książkami, potem "nie byłoby już niczego". Secundo, cenię sobie swoistą losowość w doborze lektur. Jeśli sięgamy po powieść lub zbiór opowiadań nie wiedząc do końca, czego należy się spodziewać, to owszem, nierzadko utwór okaże się taki sobie, lecz jeżeli wywrze na nas pozytywne wrażenie, tym większa satysfakcja, że samodzielnie go "odkryliśmy". Tertio, gdyby wszyscy czytali wyłącznie hiciory, zrobiłoby się najzwyczajniej w świecie nudno.

Oto najlepsze z przeczytanych przeze mnie w '06. ...


Przez większą część wakacji (norweskich, czyli dość krótkich) zmagałem się z Nędznikami Wiktora Hugo. "Zmagałem", ponieważ czytania było sporo (w dzisiejszych czasach człowiek nie natrafia często na czterotomowe powieści), a i dziewiętnastowieczny styl odznaczał się "gęstością". Dziwna sprawa: Skłamałbym, gdybym powiedział, że książka bardzo mnie wciągnęła. Mimo to uważam ją za swój zeszłoroczny numer jeden, i to wcale nie dlatego, iż to klasyka i wypada snobistycznie zadrzeć nosa. Nie dziwię się jednak w najmniejszym stopniu, że "Nędzników" do klasyki się zalicza. Historia Jana Valjean ma bowiem niewątpliwe "to coś", a pióro Hugo jest niezwykle eleganckie i w książce roi się od zgrabnych metafor, porównań oraz aforyzmów. Polecam i zarazem ostrzegam, że nie wszystkim musi się podobać. Jak dla mnie, jedna dziewiętnastowieczna kniga na rok, nawet równie ciekawa jak "Nędznicy", to dość.

Wiosną zetknąłem się z Czasem zabijania, debiutem powieściopisarskim Johna Grishama. Był to zarazem pierwszy thriller prawniczy, jaki czytałem. Połknąłem go jednym tchem. Fabuła rozwijała się szybko i bardzo wciągająco, postacie cieszyły różnorodnością, a klimat prowincjonalnego południa Stanów Zjednoczonych był na miejscu. Słowem, niezwykle przyjemna lektura, ale bez dwóch zdań tylko czytadło. W sam raz na numer dwa w roku bez literackich zachwytów.

Tomy czwarty i piąty antologii To, co najlepsze w SF miały tę wadę, że wiele zawartych tam opowiadań nie przystawało do przymiotnika z tytułu. Tom szósty (który czytałem w oryginale, gdyż w Polsce się jeszcze nie ukazał -- Zysk wydaje kolejne części niespiesznie) zaskoczył, gdyż prezentował poziom dużo wyższy od swoich poprzedników. Odnalazłem tam moc ciekawych, krótkich form fantastycznonaukowych, w tym kolejną perełkę autorstwa Teda Chianga. Nie ma to jak dobra antologia. Trzecie miejsce podium.

Jesienią zawarłem znajomość z debiutem innego autora. Carrie Stephena Kinga wciągała jak każde z wczesnych dzieł króla horroru z Maine, ale niestety nie było strasznie. Po zakończeniu lektury pozostało zresztą uczucie fabularnego niedosytu -- to w końcu jedna z najcieńszych książek w dorobku Kinga, a pomysłu starczyłoby spokojnie na kilkadziesiąt dodatkowych stron. Drugie i ostatnie wyróżnienie wędruje do PL+50, polskiej antologii futurologicznej sprzed prawie trzech lat. Rzetelnej futurologii nie znalazłem tam prawie w ogóle, ale dostałem kawał solidnej, rodzimej fantastyki naukowej, i to bardzo zróżnicowanej, bo począwszy od zabarwionej humorystycznie, a skończywszy na hard SF i eseistyce.

Tyle o beletrystyce. O niebeletrystyce będzie krótko, bo czytam jej mniej i tylko dwie książki zasługują tu na wzmianki. W poszukiwaniu kota Schrodingera Johna Gribbina to popularnonaukowe (z naciskiem na "popularno-") przedstawienie mechaniki kwantowej. Wiem, że w uszach laika termin "mechanika kwantowa" ma iście horrendalne brzmienie, ale zapewniam, że Gribbin spisał się na piątkę i zatwardziałym humanistom też się będzie podobać -- pod warunkiem, że są zaciekawieni tematem. Jeśli nie są, polecam Empirowy pasjans Waldemara Łysiaka, arcyciekawe przedstawienie wielkich postaci epoki napoleońskiej, lecz z celowym pominięciem, uwaga, samego Napoleona. Łysiak jak to Łysiak -- późnopublicystyczna twórczość nie musi wszystkim odpowiadać, ale wczesnohistoryczne książki to bezsprzeczne mistrzostwo pióra i każdy powinien je poznać.

Niedługo napiszę o "najlepszych z obejrzanych w 2006". A przy okazji chwalę się (już teraz), że licznik na blogu wybił właśnie pięć tysięcy odwiedzin.






Komentarze

Scobin (2007-01-12 19:01:05)

Hmm... "Jedna dziewiętnastowieczna kniga na rok"? A co ja mam powiedzieć? :-)Malkon 2006... Mmm... (ogląda relację). A w tym roku też robicie? :)