Blogrys

Impresje egzaminacyjne -- jesień 2006

Czytasz starą notkę zaimportowaną z WordPressa. Niektóre elementy układu stron – w szczególności rozmiary i zakotwiczanie ilustracji oraz światło – mogą pozostawiać sporo do życzenia. Gdzieniegdzie wyparowały też multimedia, w szczególności zagnieżdżone wideo z YT.


Piąty semestr moich studiów fizycznych dobiegł końca wczoraj wieczorem, w momencie wykrzyczenia przez osobę nadzorującą przebieg ostatniego egzaminu nakazu odłożenia długopisów. Rozpoczęły się ferie bożonarodzeniowo-międzysemestrowe. Potrwają mniej więcej okrągły miesiąc, jako że metaforyczny dzwonek zadzwoni znów dopiero 15 stycznia. Polscy studenci mają czego zazdrościć, ale z drugiej strony niech nie zapominają, że w Norwegii wakacje kończą się już ok. 20 sierpnia, a ferii zimowych tutaj nie uświadczysz wcale.

Zanim wezmę się za bary z feryjną gnuśnością (nie łudzę się i wiem, że kilka bitew przegram), pozwólcie mi rzucić okiem wstecz na miniony tydzień i zwięzłym, nietechnicznym językiem podsumować przebieg końcowych sprawdzianów wiedzy. W tym semestrze miałem, jak zwykle, cztery przedmioty -- fizykę kosmiczną, mechanikę kwantową, fizykę numeryczną i fizykę termiczną -- i z każdego z nich przystąpiłem do jednego egzaminu. Ważne novum stanowił fakt, że po raz pierwszy w swej karierze akademickiej sprawdzano moją wiedzę ustnie: w ramach kosmicznej i numerycznej. I tutaj należy wyjaśnić niewtajemniczonym charakter egzaminu ustnego w Norwegii: Otóż studenta odpytuje co prawda "jego" profesor (czyli wykładowca danego przedmiotu), ale stopień wystawia sprowadzony "z zewnątrz" tzw. "cenzor", który podczas sprawdzianu siedzi z boku i przysłuchuje się; od czasu do czasu sam wtrąci jakieś pytanie. Zastosowanie takiej procedury ma na celu, rzecz jasna, jak najobiektywniejsze ocenianie egzaminowanych.

Fizyka kosmiczna. W liczącej dziesięć osób grupie było aż trzech Niemców z wymiany studenckiej; zajęcia prowadził norweski profesor i... niemiecka doktorantka. Nie powinienem był więc okazywać zdziwienia, gdy okazało się, że cenzor również jest z pochodzenia Niemcem, a na dodatek pracownikiem FFI, Wojskowego Instytutu Badawczego. Podświadomie oczekiwałem więc umundurowanego pułkownika, który, gdy tylko wejdę do sali egzaminacyjnej, zakrzyknie łamaną angielszczyzną: "Give me twenty, student!". Żadnego munduru nie było, ale fakt faktem, że cenzor aparycją przypominał majora. Nie nękał mnie na szczęście podstępnymi pytaniami, lecz kiedy tak stałem przy tablicy i opowiadałem o polu magnetycznym wokół Ziemi, w głębi ducha oczekiwałem, że lada chwila mi przerwie i zapyta: "Dobrze, synu, ale jak należy wykorzystać tę wiedzę, żeby pokonać czerwonych?".

Mechanika kwantowa. Tego samego dnia popołudniem pisałem egzamin z kwantówki. Na terenie campusu remontują właśnie pewien istotny dla studentów kierunków ścisłych budynek i w związku z tym brakuje lokali egzaminacyjnych. Władze uczelni musiały zatem wynająć jakiś obiekt znajdujący się poza terenem uniwersytetu -- padło na centrum tenisowe w Hasle, kilka przystanków metra na wschód od śródmieścia. Egzamin odbywał się w wielkiej hali sportowej, o której blaszany dach monotonnie bębnił deszcz. Osobiście uważam, że późne popołudnia (15:00-18:00) to najgorsza pora na wysiłek umysłowy. Mam wtedy najniższy biorytm, mówiąc bardziej po ludzku: robię się senny. Ale cóż, trzeba się umieć dostosowywać.

Fizyka numeryczna. Minęły cztery dni i przyszła kolej na drugi, ostatni egzamin ustny. Najpierw prezentowałem jeden z projektów na zaliczenie (symulowanie fazowej transformacji ferromagnetycznej modelem Isinga), potem odpytywano mnie z losowo wybranego tematu. Liczyłem na algebrę liniową albo całkowanie numeryczne, a chciałem uniknąć zwyczajnych równań różniczkowych. Wylosowałem coś "pomiędzy": cząstkowe równania różniczkowe. Poszło chyba nieźle (oceny nie są wystawiane od razu).

Fizyka termiczna. Krótko: Ja i cykle Carnota nie jesteśmy przyjaciółmi i nic nie wskazuje na to, byśmy mieli zaprzyjaźnić się w najbliższej przyszłości.

No, a teraz już ferie.






Komentarze

Kirtan (2006-12-14 17:12:34)

Osobiście uważam, że późne popołudnia (15:00-18:00) to najgorsza pora na wysiłek umysłowy. Mam wtedy najniższy biorytm, mówiąc bardziej po ludzku: robię się senny. Ale cóż, trzeba się umieć dostosowywać.
15... tez bym tak chcial... Ja mialem algebre 19.30-20.30...

LawDog (2006-12-15 02:12:42)

No, masz ferie, więc bierz się do roboty. Pewnie porobiłeś sobie książkowe zaległości.

Borys (2006-12-15 15:12:20)

Kirtan: Szczerze mówiąc, to wolałbym pisać egzamin np. pomiędzy 19 a 22, bo "wczesnym wieczorem" jestem bardziej skoncentrowany niż "późnym popołudniem". Jednak to kwestia wysoce indywidualna. No i zakładam, że wcześniej nie miało się żadnych zajęć. Jeśli całe popołudnie siedziałeś na wykładach, a wieczorem musisz pisać sprawdzian -- to faktycznie najgorsze z możliwych rozwiązań.LawDog: Oj, żebyś wiedział. Będzie sporo Łysiaka. :) Ale gier komputerowych też spróbuję nie zaniedbać. :)

mateszek (2007-01-24 18:01:33)

je